niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 3. Najważniejsze są marzenia!

* Z perspektywy Caroline*

    No! Dziś jedziemy na koncert One Direction. Jestem taka podniecona! Nocą nie mogłam nawet zmrużyć oczu. Jest piątek, więc musiałam pójść do szkoły. Na lekcjach kręciłam się, rozglądałam i ogólnie nie mogłam usiedzieć w miejscu. Taylor widocznie czuła to samo. Gdy wreszcie wróciłam do domu nie mogłam znaleźć dla siebie zajęcia. Snułam się po domu, oglądałam pornole, siedziałam na komputerze, jednak nic nie wciągnęło mnie na tyle, bym zapomniała o ciągłym sprawdzaniu zegarka. Minuty powoli zmieniały się w godziny. Masakra. Kiedy wybiła godzina 18.00 poczułam się spełniona. W końcu! Wyszłyśmy z domu, wsiadłyśmy do auta i wyruszyłyśmy na koncert. Droga dłużyła się niemiłosiernie; a w dodatku te korki!  Po kilkunastu minutach byłyśmy na miejscu. Zaparkowałam wóz i wysiadłam, nie - wybiegłam z auta i skierowałam w stronę sceny. Po przejściu przez bramki ujrzałam wielką scenę i tłum fanek zbierający się pod nią. Pomimo to udało nam się podejść na odległość 10-15 metrów od jej krawędzi. - I jak? Cieszysz się, że w końcu spotkasz One Direction? - zagadnęłam Taylor.
-No pewnie! Tylko jest pewna różnica - nie spotkam ich, lecz zobaczę. Chłopcy będą na scenie, nie zauważą mnie - posmutniała. Delikatnie ją szturchnęłam.
-Oj, nie myśl tak. Ja wierzę, że kiedyś poznam Nialla. Że się zaprzyjaźnimy - puściłam jej oczko - najważniejsze są marzenia! Uśmiechnęła się do mnie cwaniacko
- Powiadasz, że się zaprzyjaźnicie... I know what you wanna do - zaśmiała się. Uwielbiam w niej to - łatwo u jej poprawić humor; Taylor jest dość specyficzną osobą. Wiele rzeczy robi na odwrót komentując to jedynie zdaniem "Haters gonna hate". To ona zaraziła mnie miłością do 1D. Można powiedzieć, że jesteśmy swoimi przeciwieństwami - ja lubię sport, aktywne spędzanie wolnego czasu, a ona, gdyby tylko mogła spałaby do 13.00.  Często podróżuję, poznaję nowych ludzi, za to ona poznaje ludzi...przez internet. Co nie znaczy, że są to gorsze znajomości. Wiele osób, które poznała to Polacy mieszkający w innych krajach - tak jak my. Dowiaduje się od nich wielu ciekawych rzeczy - ile czasu spędzają w szkole, jakie dyscypliny sportowe są u nich najpopularniejsze itp. Bardzo się różnimy, jednak nie wyobrażam sobie życia bez niej.  Nagle wszystkie światła się wyłączyły. Na scenę, weszło kilka postaci. Stałam blisko, jednak nie mogłam dostrzec ich twarzy, choć wiedziałam, kto to jest. Momentalnie zapalono wszystkie reflektory. Na środku stało pięciu chłopców. Byli mi oni tak dobrze znani, że nie mogłam powstrzymać krzyku, który wydobył się z moich ust. One Direction. W końcu! Koncert się rozpoczął.Podczas każdej piosenki piosenkarze wygłupiali się, ganiali po scenie, zmieniali teksty utworów. Widać było, że mają z tego dużą frajdę. No, może z wyjątkiem Nialla; wydawał mi się taki przygnębiony - stał z boku sceny, samotnie i śpiewał swoje kwestie. Patrzył się na ziemię, nawet nie uśmiechał. Nabrała mnie wielka ochota pocieszenia tego chłopaka.  Zespół skończył śpiewać "Gotta be you". Koniec koncertu nieubłaganie się zbliżał. Poczułam w sercu strach. Bałam się, że ten wieczór będzie jedynym w moim życiu, gdy widzę tych pięciu mężczyzn na żywo. Ostatnim utworem był "More than this" Brytyjczycy przeszli samych siebie. Gdy muzyka ucichła wybuchł prawdziwy chaos; fanki z piskiem rzucały się na scenę, jednak żadnej z nich nie udało się tam dostać. Louis chwycił mikrofon.
- Drogie panie, mamy do was sprawę. Prosimy wszystkie Caroline o wejście na scenę. 
Ochroniarze wybauszyli oczy. Louis tylko kiwnął głową na znak, by pozwolili wpuścić tłum dziewcząt na scenę. Zdziwiła mnie ta prośba, jednak nie zaskoczyła mnie reakcja fanek; prawie wszystkie - Caroline czy nie Caroline  - wbiegły sprintem na estradę. Każda chciała skorzystać z szansy zobaczenia 1D z bliska. Zostałam na widowni, choć podeszłam trochę bliżej. Taylor podreptała za mną. Chciałam przyjrzeć się tej szopce z bliska. Liam, Louis, Harry i Zayn zaczęli krążyć i przyglądać się dziewczynom na scenie. Widocznie kogoś szukali. Moja towarzyszka szepnęła mi na ucho:
- Dlaczego nie poszłaś na scenę?
- Coś ty - wzruszyłam ramionami - na pewno nie chodzi o mnie.  Piosenkarze wciąż wędrowali po scenie. Zaczęli powoli wpadać w panikę, krzyczeli coś do siebie. Przyjaciółka nie wytrzymała.
- Idź! - powiedziała i delikatnie mnie popchnęła. Zrobiłam trzy kroki w przód po czym... wpadłam na jakąś agresywną, wielką jak góra dziewczynę. Ta ostro się zezłościła i pchnęła mnie na krawędź sceny. Zabolało. Gdy podniosłam wzrok zauważyłam czyjąś wyciągniętą dłoń. Nie wiedziałam za bardzo, do kogo należy, ale chwyciłam ją. Ten ktoś pomógł mi wstać. Tym kimś był Niall Horan.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz